11 lutego miałam przyjemność uczestniczenia w kolejnych warsztatach kulinarnych zorganizowanych przez Makro Cash&Carry.
Jak tytuł wskazuje, tym razem temat był iście walentynkowy. Generalnie, w sumie zresztą nie wiem czemu, nastawiona byłam na przygotowywanie słodyczy – głównie czekolady. Okazało się, że skupiliśmy się na owocach morza.
O ile przygotowanie muli nie było dla mnie nowością, bo troszkę ich przygotowywałam w hiszpańskiej szkole gotowania w Barcelonie, o tyle zupełną nowością było dla mnie spróbowanie świeżej ostrygi. Muszę przyznać, że już dawno takich emocji kulinarnych nie przeżyłam: podważenie i otwarcie dużej muszli, wyglądającej trochę jak skała, odcięcie ostrygi, skropienie jej cytryną i na koniec połknięcie. To ostatnie było najtrudniejsze.
i moja mina po…
Ostryga była dość pokaźna (a może tylko mi się tak wydawało…) więc ją pogryzłam. Generalnie smakowała jak surowa ryba popita wodą morską. Wiem, że raczej nie będę ponawiać tego więcej, choć doceniam poznawczy aspekt tego doświadczenia.
Na deser przygotowaliśmy sufler bananowo-czekoladowy.
Przepisy na mule i suflet zamieszczę w oddzielnych postach.
Po przemiłym gotowaniu w gronie blogerów zasiedliśmy do wspólnej uczty. Tym razem była to nie byle jaka uczta, bynajmniej w moim odczuciu, bo owoce morza uwielbiam.