Pod koniec sierpnia z zaproszenia Global Fish byłam w Olsztynie na warsztatach poświęconych rybie barramundi. Było to moje pierwsze spotkanie z tą rybą, udałam się więc na Mazury z chęcią i zainteresowaniem, tym bardziej że wspólnemu gotowaniu miał przewodniczyć szef kuchni hotelu Mariott Gavin Baxter.
Nasze spotkanie rozpoczęło się od wyprawy do pierwszej w PL hodowli tych ryb. Muszę przyznać, że zupełnie nie mogłam wyobrazić sobie jak taka hodowla wygląda. Spodziewałam się chyba jakiś stawów na powietrzu a tymczasem okazało się, że wszystko dzieje się pod dachem, w niedużych basenach, w których temperatura wody ma powyżej 25 stopni.
Ryba barramundi w naturalnych warunkach żyje u wybrzeży Australii, jest drapieżnikiem, osiąga długość do dwóch metrów i wagę do 20kg. W hodowli polskiej po roku jest odławiana i sprzedawana, kiedy to z narybku rośnie do 1-1,5kg .
Co ciekawe, dowiedzieliśmy się że z racji bycia drapieżnikiem jest tutaj karmiona sztuczną karmą na bazie mączki rybnej i olei i wprowadzana w stan otumanienia i wyciszenia za pomocą kilku kropli olejku goździkowego dodawanego do wody.
Po wyjściu z hodowli podziwialiśmy jeszcze ogromną szklarnię pełną sałat i ziół, które co ciekawe rosły na podłożu, którym była jedynie mała gąbka, a wszystkie składniki potrzebne do wzrostu czerpały właśnie z wody, w której wcześniej pływały ryby i która zostaje spożytkowana do podlewania.
Po południu przystąpiliśmy do gotowania.
Gavin zaczął warsztaty od opowieści o rybie w Australii, od pokazu filetowania jej, co mieliśmy potem pod jego okiem powtórzyć.
Przygotowaliśmy trzy bardzo fajne dania, na które przepisy przedstawię wam zaraz w oddzielnych postach, bo uważam że są ciekawe i warte tego by zostały udokumentowane (nawet dla mojej pamięci 🙂
Co jest takiego w barramundi i jakie są moje o niej wrażenia po warsztatach.
Nie znałam tej ryby, szczerze to nawet o niej nie słyszałam wcześniej. Aspekt poznawczy jest dla mnie zawsze dużym walorem, to już plus.
Bardzo się obawiałam, muszę przyznać, czy nie będzie to jakich dziwny chiński wynalazek typu panga – przekonałam się, że życie ryb w tej hodowli jest ok.
Kiedy na spotkaniu usłyszałam, że to ryba słodkowodna, pomyślałam „hmm kurcze, nie lubię”, zawsze jednak staram się próbować nowych rzeczy, choćby to była ostryga 🙂 Mięso okazało się zwarte, delikatne, a smak „bagna” który zwykle u stawowych ryb mi przeszkadza, tu był ledwo, ledwo wyczuwalny.
Co jest największym plusem? Ryba ta nie posiada drobnych ości, właściwie jedyne to kręgosłup! Podobno w Australii zajadają się nią dzieci.
Ciekawostką przydatną podczas gotowania jest też to, że surowe mięso tej ryby jest lekko szare a poddane obróbce termicznej zmienia się w biały kolor – łatwo więc sprawdzić czy ryba już się ugotowała czy jest jeszcze surowa.