Tak mnie ostatnio naszło płatki owsiane, zresztą nie tylko mnie, bo córeczka każdego ranka życzy sobie ostatnio owsiankę. W poszukiwaniu i kolekcjonowaniu nowych dodatków smakowych do naszego dania zawędrowałam oczywiście do jednego z moich ulubionych sprzedawców, którego serdecznie polecam – mianowicie Pana Skworca. Oprócz moich ulubionych suszonych wiśni i żurawiny znalazłam kandyzowane truskawki i zupełnie mi nie znany kandyzowany kumquat o wspaniałym żółtym kolorze i bardzo specyficznym smaku.
I właśnie na fali obsesji owsiankami, popełniłam poniższe batoniki zbożowe z powyższymi super dodatkami 🙂
Często piekę ciasteczka owsiane, jednak tym razem chciałam by batoniki wyszły miększe, stąd dodatek jabłek oraz długie pieczenie w niskiej temperaturze.
Dodatki można oczywiście zmieniać wg uznania, zaznaczam tylko, że same batoniki starałam się zrobić mało słodkie z powodu takiego przeładowania bakaliami.
Polecam dla zbożowych zajadaczy 🙂
Składniki:
500g płatków owsianych
1 szkl mąki
1 jajko
100g masła
po dużej garści: suszonych wiśni, suszonej żurawiny, kandyzowanych truskawek, kandyzowanego kumquatu
1/2 szkl cukru
2 duże jabłka
Wykonanie:
Suszone owoce zalewam wrzątkiem, tak by zostały nim tylko przykryte. Jabłka obieram, ścieram na tarce, mieszam razem z płatkami owsianymi i zostawiam to na pół godziny. Po tym czasie odsączam owoce z wody (zachowując ją) i dodaję do płatków razem z roztrzepanym jajkiem, mieszam. Roztapiam masło, dodaję do niego wodę z zaparzania suszonych owoców ( pół szklanki) i rozpuszczam w tej miksturze cukier. Wlewam to do płatków, dodaję mąkę i wszystko dokładnie mieszam. Masa na tym etapie jest już w miarę lepiąca (gdyby tak nie było polecam dodać jeszcze jedno jajko). Na prostokątna blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia wysmarowanym olejem, wykładam masę, wyrównuję powierzchnię i małą deseczką delikatnie uciskam. Piekę około godzinę w 100 stopniach i jeszcze ok 20 min w 150 stopniach by wierzch batoników się zarumienił. Wyjmuję z piekarnika, z blaszki, odklejam papier i jeszcze ciepłe kroję w prostokąty, po czym zostawiam do wystygnięcia.